Zachcialo mi sie troszke ostrzejszego plywania :) no to bylo. Oczywiscie jak to zwykle na jeziorze Nieslysz bywa na poczatku wydaje sie, ze wiatru to za duzego nie ma. Zaloga w sile 3 osob zabrala sie do takielunku. Po chwili wyplywamy. Ja jeszcze skacze po pokladzie i sprzatam odbijacze, zwijam linki az wyladowalem na dziobie. Tymczasem jak nie chlusnie.... Pierwsza fala, druga, fala... nie ma zartow. Zwinalem juz line cumownicza, ale jak to wrocic? czekam i czekam... nam brakuje balastu a ja ciagle bezuzyteczny na dziobie. Desperacja i jestem tam gdzie trzeba. Mala chwila strachu...
Nie ma czasu na nostalgie. Zasiadam do steru i plywamy. Idziemy ostro... ostro czujemy fale bijace o burte jachtu. Nie ma zartow. Przy takim wietrze to dopiero widac, ze zaloga musi byc zgrana, ze trzeba balastowac, reagowac na kazdy powiew. Przechyl ciagle za duzy. Walczymy i walczymy. Nie ma juz czasu na zarefowanie grota. Z reszta i tak tego jeszcze nie przecwiczylem przy pomoscie a co dopiero w takich warunkach. Zwrot przez sztag i dalej walka. Adrealina jest... predkosc jest, emocje sa. Jest fajnie....
Wlasnie mija nas wielbiciel windsurfingu... Jak to to on jest szybszy? Ano na to wychodzi. Smiga na tych falach zakonczonych biala piana. Kolejna fala uderza o burte i nas zalewa... Wow... tak to jeszcze nie plywalem...
Ok zmiana. Teraz ja bede balastowal. Chwila spokoju... Kolejny zwrot przez sztag i idziemy w najwieksza zawieruche.... Wyginam sie, skacze po pokladzie.. Podmuchy sa nierowne. To jest to. Nie ma czasu na zastanowienie sie i podziwianie widokow. Trzeba balastowac:) Idziemy przez dluzszy czas i przygotowujemy sie do zwrotu... nagle... chrrrrrrrr.... Co to? Widze, ze grot wlasnie zaczyna sie rozdzierac na 1/3 wysokosci. Szybka reakcja i opuszczamy grota. Byle tylko nie rozdarl sie do konca. Za nim sciagamy go do dolu rozdziera sie na 1/2 dlugosci. Hmm. Mam zle przeczucia. Zwrot i plyniemy na pelnym kursie do pomostu. Mamy jakies 2 kilometry do przeplyniecia. Damy rade? Damy zapada decyzja. Silniczek ciagle schowany. Plyniemy. O dziwo wieje tak, ze nawet na foku nas przechyla, ze trzeba balansowac.
Juz mamy pomost w zasiegu zwrotu.... 100 metrow... 70 metrow... Nagle wiatr sie zmienia i... oddalamy sie. Moje Micro na foku nie idzie pod wiatr... przestaje sie sluchac. Nie ma rady, musze zrolowac foka. Walcze jakies 10 minut i udaje sie. Na szczescie nie odplynelismy za daleko. Teraz jeszcze tylko zamontowanie silnika i droga staje otworem. Doplywamy. Nieszczescia chodza parami wiec okazuje sie rowniez, ze bojki nie ma. No ladnie. Przygotowujemy akcje poszukiwawcza.... Po chwili jednak gdzies tam dostrzegam czerwona plame pod woda. Jest. Na razie to musi wystarczyc. Wyplywamy na silniku w strone bojki z bosakiem w rekach. Z pomostu nakierowuja nas na wlasciwy kurs. Silnik stop... Wsteczny... 4 metry... 3... 2... 1... lapie bojke.... Teraz szybko na lad i powrot...
Fajnie bylo, szkoda, ze tak sie skonczylo po jakiejs 1 godzine i 30 minutach plywania.
Zagle byly juz wydmuchane? Czy za duzy wiatr i powinnismy zmniejszyc powierzchnie grota? Nie wiem. Fakt, ze grot wyglada tak:
Zobaczymy co sie da zrobic... Zaglomistrz w Szczecinie juz zaciera rece:)
Powiem tylko, ze my dalismy rade bardziej jak oni :)
Moim zdaniem u nas bylo jakies 6 w skali Beauforta. Tutaj bylo tylko 5.
na zakonczenie wpisu piosenka, jak mi w duszy gra:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz